sobota, 29 czerwca 2013

Łódź komiksowa



Zdaje się, że w roku 2013 komiks w naszym kraju nadal traktowany jest nieco po macoszemu. Obrazkowe historyjki z dymkiem przez większość uważane są za rozrywkę niższych lotów, a do tego dobrą jedynie dla dzieci. Podniesieniu rangi komiksu w naszej popkulturze nie sprzyja fakt stale obniżającego się nakładu. W czasach świetności zeszytów o przygodach takich bohaterów jak: Tytus, Hans Kloss, czy Profesor Nerwosolek, nakłady komiksów były masowe i wynosiły 200-300 tysięcy egzemplarzy. Dziś to maksymalnie 2 tysiące. A przecież dzisiejsze komiksy to nie tylko kolorowe opowieści o superbohaterach, a również zupełnie poważna literatura, która jest w stanie opowiadać o Holokauście, emigracji zarobkowej, czy innych palących problemach naszego społeczeństwa. Chyba wszyscy się zgodzą, że niszowość komiksu to jeden z jego największych współczesnych problemów. Paradoksem jest, że wydawcom w Polsce łatwiej jest namówić rysownika, aby wydał swój komiks za granicą, a następnie kupić na niego licencję.

W tych jakże ciężkich czasach w Łodzi powstaje Łódzkie Centrum Komiksu. Oficjalne otwarcie odbyło się 11 czerwca br. ŁCK powstało z inicjatywy Stowarzyszenia Twórców "Contur", które organizuje w Łodzi Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier, oraz Domu Literatury Według twórców to pierwsza w Polsce placówka z tak kompleksową ofertą dla miłośników komiksu. W ŁCK mieści się biuro organizacyjne festiwalu komiksu, które zajmuje się m.in. organizacją międzynarodowych warsztatów City Stories, wystaw prezentowanych w kraju i za granicą oraz Europejską Nagrodą Komiksową, której łodzianie są pomysłodawcami. ŁCK to ponadto galeria, czytelnia z bardzo bogatym księgozbiorem oraz księgarnia z antykwariatem.

Pierwszą wystawą jaka odbyła się w ŁCK dokumentuje historię Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier oraz działalność Stowarzyszenia „Contur”. Dalsze plany wystawiennicze obejmują ekspozycje krajowych i zagranicznych twórców komiksów, satyryków i ilustratorów.

W placówce działa też czytelnia z bogatym księgozbiorem budowanym dzięki wsparciu wydawnictw, które przekazują placówce setki albumów, a także księgarnia z działem antykwarycznym, gdzie można znaleźć komiksy z całej Europy.

Centrum organizować ma także premiery komiksowych albumów i panele dyskusyjne. Nie zabraknie też warsztatów dla dzieci i młodzieży, ale także dla dorosłych amatorów i profesjonalnych artystów. Zajęcia mają prowadzić zawodowi rysownicy, graficy i scenarzyści, zarówno łodzianie, jak i zaproszeni artyści z kraju i zagranicy.

ŁCK gromadzić będzie też albumy, plansze, ilustracje, szkice i obrazy oraz pamiątki związane z twórcami komiksu, satyrykami i ilustratorami, a także zajmować się ma badaniem spuścizny polskiej twórczości sekwencyjnej i narracyjnej.

Według zapowiedzi twórców 24 już edycja Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier odbędzie się w dniach 4-6 października w nowym miejscu - zrewitalizowanej zabytkowej elektrociepłowni EC1.

Łódzkie Centrum Komiksu mieści się przy ulicy Piotrkowskiej 28.

Jędrzej Suszyński

piątek, 28 czerwca 2013

Gwiazdy YouTube

Co zrobić, by w XXI wieku rozpocząć karierę muzyczną? Wystarczy wybrać się do sklepu ze sprzętem multimedialnych, kupić najprostszą kamerkę internetową i mikrofon, a następnie zamknąć się w swoim pokoju i tworzyć lub jak łatwiej „odtwarzać”. Gdy już nagramy najbardziej satysfakcjonującą nas wersję „dzieła” należy zalogować się na youtube.com i publikować, jest przecież szansa, że zobaczy nas wybitny producent bądź meanager wielkiej wytwórni, a nawet jeśli nie on, możemy liczyć na publiczność i to nawet kilkumilionową. Oczywiście jednym śpiewanie wychodzi gorzej, jak tej bardzo ambitnej i zdesperowanej dziewczynce:


Może nie talentem wokalnym, ale wokalistka popularność w sieci zdobyła, w końcu ”nieważne jak o nas mówią, ważne żeby mówili”.

Inni są w stanie zaśpiewać utwór, ale chyba chcą stać się mistrzami w kopiowaniu, nie tylko muzyki. Prosto z klubu karaoke w Opolu pani Kinga:


Kto z nas nie chciałby tak barwnej oprawy muzycznej wesela?
Są również na youtubie tak twórczy wokaliści, że potrafią piosenki śpiewać od tyłu:


Dla pana CeZika oczywiście pełen szacunek – oryginalnością i świeżym podejściem do wielkich hitów nie tylko zaskarbił sobie sympatię publiczności, ale również rozpoczął karierę m.in. telewizyjną.

Jednak YouTube powinien, w trosce o uszy swoich użytkowników, wprowadzić pewien rodzaj cenzury i publikować, a może nawet promować wykonania oryginalne, pomysłowe a przede wszystkim świetne technicznie, takie jak choćby nagrania posiadacza najbardziej seksownego głosu w Internecie:




Iga Chruściel


czwartek, 27 czerwca 2013

Dzieci w sieci


Już 78% młodzieży w wieku 15-24 lata oraz dzieci w przedziale wiekowym 7-14 ma swoje konto na Facebooku. Z myślą o nich Fundacja Dzieci Niczyje przygotowała poradnik „Dbaj o Fejs”, w którym podpowiada, jak bezpiecznie korzystać z sieci w tak młodym wieku.

Wszyscy doskonale wiemy jak proste jest zdobycie informacji o drugiej osobie. Wystarczy wpisać imię i nazwisko w Google i już mamy całe spektrum informacji o danym człowieku. Najczęściej jako pierwszy w wyszukiwarce pokazuje się link do profilu w serwisie społecznościowym Facebook. Takiej sytuacji można dość łatwo uniknąć stosując odpowiednie ustawienia prywatności.

Poradnik „Dbaj o Fejs” ma na celu zapobieżenie przed konsekwencjami, wynikającymi z lekkomyślności najmłodszych użytkowników Internetu. Nierozważne publikowanie informacji o sobie, zdjęć, filmów czy komentarzy może obrócić się przeciwko nim, nawet po latach. Na ten problem zwraca uwagę FDN.

Z przewodnika dzieci dowiedzą się też m.in. na co trzeba zwracać uwagę, używając przycisku „lubię to!”, jakie jest ryzyko używanie geolokalizacji czy tagowania innych osób na swoich zdjęciach. Mogą również znaleźć tam informacje dotyczące gier i aplikacji, które oferuje Facebook.

Uzupełnieniem poradnika „Dbaj o Fejs” jest ulotka „Do the check”, kompendium wiedzy zawierające listę czynności, które należy wykonać, aby profil stał się bezpieczniejszy i bardziej prywatny.

Ze względu na częste zmiany wprowadzane przez Facebooka poradnik ten będzie aktualizowany.

Przewodnik oraz ulotka są dostępne w formacie PDF na stronach:



Przewodnik „Dbaj o Fejs” jest pierwszym z serii, jakie zamierza wydać FDN. W przygotowaniu są podobne publikacje dotyczące innych portali społecznościowych: Twittera, Instagramu, Tumblr'a oraz AppStore'a.

                                                                                                 Jędrzej Suszyński

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Google+ sieciowym outsiderem?



Outsider – wg Wikipedii jest nim człowiek pozostający na uboczu społeczeństwa, nieangażujący się bezpośrednio w bieżące sprawy. Termin ten narodził się prawdopodobnie w latach 60. XX wieku w Stanach Zjednoczonych. Outsiderami nazywano hippisów.
Takie zachowanie może być w pełni świadomym działaniem człowieka nie godzącego się na normy, zwyczaje, prawa lub mody aktualnie panujące w społeczeństwie, bądź wynikać z alienacji przez społeczeństwo jednostki niezdolnej do życia w grupie.
Jak możliwe jest powiązanie takiego profilu człowieka z użytkownikiem Google? Wydaje się to nieprawdopodobne, a jednak jest możliwe. Google+ jest, jak się okazuje, bardzo udaną próbą konkurowania Google z największym serwisem społecznościowym, jakim jest Facebook. Użytkowników Google+ w porównaniu z użytkownikami Facebooka jest niewiele, lecz ich zadowolenie z niszowego serwisu jest znacznie większe. Badania wskazują, że poziom usatysfakcjonowania osób, które korzystają z serwisu społecznościowego Google’a jest najwyższy. W ten sposób Google wypiera z rynku najpopularniejszy z serwisów. 19 września 2012 liczba aktywnych użytkowników portalu Google+ przekroczyła 400 milionów, Faceebook liczył sobie ich wtedy 1 miliard.
Czy faktycznie korzystanie z Google+ czyni internautę outsiderem?
Jak możemy przeczytać w artykule konkurencyjnego bloga - Google+ uchodzi za niszowy serwis dla facetów, geeków, pracowników branży IT. W porównaniu z Facebookiem nie ma wielu użytkowników, ale są to użytkownicy zadowoleni. Z wyników analizy American Consumer Satisfaction Index, pokazujących zadowolenie osób korzystających z social media, wynika, że G+ wygrywa.
Cytując dalej:
Serwis Google’a zdobył 78 na 100 punktów, tyle samo co Wikipedia. Nieco niżej są YouTube (73 punkty) i Pinterest (60 punktów). Na szarym końcu trójka starych wyjadaczy: Twitter (64), LinkedIn (63) i Facebook (61 – podczas gdy w zeszłym roku jeszcze było 66).
Czy ludzie faktycznie aż tak kochają G+ czy po prostu nie znoszą Facebooka? Ja mimo wszystko ostrożnie bym obstawiał tę drugą możliwość. Facebook to gigant i ma wszelkie problemy, jakie mają duże serwisy: z prywatnością, ze zmianami, których nie wszyscy użytkownicy pragną (jak Timeline), z coraz większą ilością coraz bardziej nieprzyjemnych reklam, ze spamem, który można dostać od znajomego.
Google+ to wciąż spokojne miejsce, gdzie nikt nie prześle nam spamerskiego linka, nie ma reklam, farm fanów ani denerwujących gimnazjalistów. Poza tym bardziej dba o prywatność – podział na kręgi jest prosty i czytelny, dlatego użytkownicy faktycznie z niego korzystają.
Pamiętajmy jednak, że tych, którzy w ogóle korzystają z G+, a nie tylko mają tam konto, jest niewielu. Na Facebooku spędzamy średnio 405 minut miesięcznie, na G+ 3 minuty. Te liczby stanowią jeden z dowodów na to, że grono użytkowników serwisu Google’a obejmuje mnóstwo “martwych dusz” i garstkę niezwykle zadowolonych internautów, których nikt nie niepokoi tym, czego na Facebooku nie da się uniknąć.
Myślę, że użytkownicy G+ mogą mianować się internetowymi outsiderami, a nawet, nawiązując do wcześniejszej definicji outsidera, hippisem portali społecznościowych. Czy G+ zyska popularność Faceebooka – tego nie wiemy, możemy mieć jedynie nadzieje, że tak się nie stanie.

Michalina Lewińska

piątek, 21 czerwca 2013

Trzecie w Polsce, trzynaste na Facebook’u

Zawsze wyobcowani odmieńcy. To uczucie obecne jest w psyche łodzian permanentnie. Jeden z przejawów tego stanu wyrażany jest liczbą fanów ciągle zyskującej na popularności stronie Łódź hipsterem miast. Zebrała ona już od lutego 2012 roku 20.971 like’ów i, co najważniejsze, administratorzy fanpage’a spotykają się na co dzień z ponadprzeciętnym feedbackiem ze strony fanów i innych użytkowników.

Ten stan rzeczy można na zasadzie przeciwieństw porównać do niezbyt efektywnej oficjalnej strony Łodzi, zarządzanej przez władze Miasta Włókienników. Ponad siedmiuset tysięczne miasto zasługuje, chociażby ze względów statystycznych, na o wiele większą rzeszę miłośników niż 8.465 (liczba odpowiadająca niecałe 1,2% mieszkańców miasta). Wg raportu „Social Media Raport 2013:Miasta Polski” wykonanego przez megaofoni.pl Łódź (723.000 mieszkańców, 3. miejsce w Polsce) zajmuje 13 miejsce na liście miast z największą ilością fanów. Wyprzedza ją nawet Radom (220.000 mieszkańców), Kielce (200.000 mieszkańców) czy Lublin (348.000 mieszkańców).




Czego i kogo potrzeba zatem w Oddziale Promocji Miasta? Wystarczy, by marketerzy tego pionu wzięli przykład z już wymienionej, nieoficjalnej strony Łodzi. W prezentacji podczas Social Media Day 2012 ich administratorzy określili siebie jako młodych łodzian, kochających z całego serca swoje miasto, lokalnych patriotów do bólu, chcących obalić negatywne stereotypy dotyczące tego miejsca. Ich celem jest również przekonać samych łodzian do wyjątkowości i piękna swojego miasta. Aktualności, ciekawostki, wydarzenia kulturalne, filmy, piosenki związane z Łodzią. Krótko mówiąc: codzienne życie wpisane w miejską tkankę.



Promocja i zaangażowanie w niekoniecznie najbardziej dochodowe instytucje kultury i festiwale wprowadziłyby w wizerunku oficjalnych władz miasta dozę „uczłowieczenia”. Popieranie niszowych, kulturowych przedsięwzięć łodzian może na długo zjednać sobie sympatię małych grup zainteresowania, które, mimo małej liczebności, wykazują się często dużą aktywnością społeczną i wyjatkową siłą perswazji wobec opinii publicznej. Miejmy zatem nadzieję, że zarządzający oficjalnym fanpagem Łodzi przyłożą się bardziej do monitoringu i analizy obecności marki Łódź w mediach społecznościowych oraz skorygują nieco swoją strategię działania i rozwoju. 

Joanna Kwiatkowska

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Ekstremalna szkoła przetrwania

To miasto zawsze potrafi mnie zaskoczyć.
Przeglądając Internet moje oczy natrafiają na artykuł „Ekstremalna szkoła przetrwania. Instruktorami bezdomni”. Zaciekawiona, czytam dalej…
Schronisko Brata Alberta na Stokach proponuje inicjatywę „Bezdomny miejski survival”. Otóż, cytuję:
<< Zostawiasz pieniądze, karty kredytowe i komórkę. Dostajesz bezdomnego za przewodnika i idziecie w miasto. Jedyne zadanie: przetrwać.>>
Na jakiś czas stajesz się bezdomnym. Zdajesz się na człowieka, który wie, jak przeżyć, kiedy tracisz grunt pod nogami.
Z każdym zdaniem robi się coraz bardziej interesująco. Udział w „wydarzeniu” jest płatny, uzbierane pieniądze przeznaczone będą na odnowę schroniska, pomoc bezdomnym.
…a zatem…hej przygodo?

http://lodz.gazeta.pl/lodz/1,35153,13882543,Ekstremalna_szkola_przetrwania__Instruktorami_bezdomni.html#ixzz2T1CZhUHc
Dorota Kożuchowska

Paradoks polskich festiwali

Mamy czerwiec, a więc miesiąc dwóch największych świąt polskiej muzyki, przynajmniej tej masowej. Sopot Top Trendy Festiwal i Krajowy Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu co roku ściągają przed telewizory miliony Polaków, a chętni po bilety stoją w kolejkach nawet kilkanaście godzin.  Bo jak powszechnie wiadomo Polak lubi coś pod nosem zanucić i rytmicznie tupnąć nóżką, zwłaszcza gdy rytm nie jest zbyt skomplikowany. Program tych festiwali skłania jednak myślenia, co właściwie ten wspomniany Polak lubi zanucić i do czego tupać, bo rozbieżność repertuarów i klimatów muzycznych jest ogromna.

Opole ze swoją pięćdziesięcioletnią tradycją nadal trzyma pewien poziom. Choć renoma festiwalu nie jest taka jak w jego pierwszych edycjach, organizatorzy starają się przemycić widzom trochę muzycznej historii Polski – w tym roku z okazji jubileuszu usłyszymy największe festiwalowe przeboje ostatniego półwiecza. Oczywiście większość festiwalu przeznaczona jest dla współczesnych hitów i popularnych, lansowanych przez komercyjne stacje radiowe wykonawców.

Za to Sopot zaskoczył mnie tak bardzo, że aż ciężko zdefiniować mi swoje emocje. W konkursie Trendy nominowanych wybierało zacne grono dziennikarzy muzycznych, co da się zauważyć w krótkiej liście startujących do tytułu najbardziej trendy 2013. I chociaż, wykażę się być może ignorancją, ale jedynie kilku artystów znam, to po przesłuchaniu utworów nie uważam by poziom był żenująco niski i nie są to piosenki, którymi „katują” nas od rana do wieczora stacje radiowe.  Gorzej zaczyna być przy koncercie największych przebojów roku, na którym pojawią się super gwiazdy polskiego rynku muzycznego, a więc m.in. Ewelina Lisowska, Rafał Brzozowski, Enej, Pectus a cała reszta popularnego, a mniej twórczego towarzystwa. I nadal nie chciałabym się czepiać - piosenki są popularne, o gustach się nie dyskutuje, sama słucham radia i chcąc nie chcąc część z tych utworów znam na pamięć – jednak, gdy słyszę na najbardziej ociekającym komercją wydarzeniu w roku, emitowanym przez wybitnie komercyjną stację, że swój koncert jubileuszowy zagra kultowy, zupełnie „niemasowy” Hey, to ja już nic nie rozumiem…do kogo w takim razie kierowany jest cały festiwal i co tak naprawdę lubi nucić Polak? Czy męczącą Ewelinę Lisowską (która mimo wszystko kawał głosu ma) czy nostalgiczną i kultową Kasię Nosowską?

Zupełnie nie chodzi mi o spory czyja muzyka i talent jest lepszy i wcale nie jestem fanką alternatywnej, niszowej kultury, która sprzeciwia się wszystkiemu co mainstreamowe. Muzyka jest po to, by wywoływać emocje, a co u kogo i jak wywołuje to już jego sprawa, chodzi mi o tę niespójność. Skoro nazywamy zespół Hey kultowym, jednym z ważniejszych w najnowszej historii polskiej muzyki, to czemu nie słyszymy Hey w Radiu Zet czy RMF, jeśli najchętniej kupowanymi płytami jest album Artura Andrusa i Marii Peszek, to czemu ich twórczość usłyszymy tylko w programach Polskiego Radia? Aż tu nagle bum – wszyscy ci artyści pojawiają się na takich imprezach jak Opole czy Sopot.

Boli trochę to, że dyrektorzy muzyczni stacji radiowych i wielcy menagerowie wytwórni fonograficznych mają słuchaczy za durniów, którzy nie rozumieją tekstów Nosowskiej a zachwycą się „tęczą” Lisowskiej. Mam jedynie nadzieję, że Polacy jako naród mądry, mający sprzeciw w genach, będą potrafili wybrać świadomie to, co ich w muzyce podnieca, a nie to, co zostaje podane na tacy.


Iga Chruściel

niedziela, 16 czerwca 2013

Każdy jest artystą. 12. edycja łódzkiego Fotofestiwalu

W dobie powszechnie dostępnych cyfrowych aparatów fotograficznych, ich zmodyfikowanych odpowiedników umieszczonych w telefonach komórkowych czy innych urządzeniach przenośnych, tak naprawdę każdy może zostać fotografem. Platformy Instagram, deviantART, Flickr, Pinterest i inne serwisy społecznościowe hostingu zdjęć zastępują coraz częściej tradycyjne galerie obrazów czy wystawy fotograficzne. Pasjonaci mają do dyspozycji więcej przestrzeni publikowania swoich prac, które to niejednokrotnie stają się inspiracją dla profesjonalistów sztuki fotograficznej. Kwestia płynnej granicy między artystą a amatorem zdjęć jest tematem przewodnim już 12. odsłony międzynarodowego festiwalu fotograficznego – Fotofestiwal. Blok „I ARTIST” dzieli się zatem na część poświęconą uznanym artystom (I Artist. Więcej niż amator) i część amatorską, zawierającą m.in. zdjęcia anonimowe z archiwów i domów prywatnych.


Inicjatywa cyklu wystaw pojawiła się wśród studentów i wykładowców socjologii już w 2001 roku. Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat sposoby organizacji wydarzeń kulturalnych ewoluował i proces dynamicznych zmian nie ominął również Fotofestiwalu. W tym roku harmonogram imprezy obejmował aż 26 wystaw w łódzkich galeriach i instytucjach kultury (m.in. Atlasie Sztuki, Galerii FF, Muzeum Kinematografii czy Akademii Sztuk Pięknych im. Władysława Strzemińskiego), natomiast serce festiwalu biło przy ul. Piotrkowskiej 138/140, czyli w OFF Piotrkowska. W okresie 6-16 czerwca b.r industrialne, wręcz surowe wnętrza fabryki Ramischa miały przyjemność gościć m.in. wystawę zdjęć ponad 40 twórców w ramach „The New York Times Magazine Photographs Tearsheet”, istnego archiwum autorstwa Kathy Ryan, wieloletniej fotoedytorki nowojorskiego czasopisma czy prace ośmiu finalistów nagrody Grand Prix Fotofestiwal 2013, wyłonionych z ponad 500 kandydatów. Wśród owego oktetu znalazła się Ilona Szwarc, zdobywczyni tegorocznej nagrody World Press Photo w kategorii „Observed Portraits”.

OFF Piotrkowska | fot. Robert Zapędowski

Wystawa "23 lata Łodzi w obiektywie" | fot. Rafał Jaśkowski 
Organizatorem wydarzenia jest Fundacja Edukacji Wizualnej, której w przygotowaniach pomagała od strony artystycznej Fabryka Sztuki w Łodzi. W programie festiwalu znalazły się warsztaty edukacyjne, konsultacje ze specjalistami z techniki fotografii, spotkania autorskie, pokazy slajdów w starych fabrycznych podwórkach, wystawy towarzyszące oraz gratka dla ciekawskich: Noc Otwartych Pracowni 17 instytucji działających na co dzień w tkance OFF Piotrkowska. Nie zabrakło również imprez muzycznych z zagranicznymi gośćmi.



Estetycznie vintage’owy fanpage Fotofestiwalu tętni życiem. Administratorzy strony na bieżąco uzupełniają tablicę o najnowsze wydarzenia i publikują świeże, krótkie relacje z już minionych. Poza aspektem czysto informacyjnym, strona wyposażona jest we wbudowane aplikacje: odnośnik do strony festiwalu na Pinterest, system sprzedaży biletów (widzowie kupujący przez Internet mają przywilej skorzystania ze zniżki) czy platformę nadsyłania konkursowych zdjęć amatorskich „Z rodziną najlepiej na zdjęciu!”. Relacje z poprzednich lat dostępne są na kanale YouTube Łódź Art Center, od 2006 roku siedziby Fotofestiwalu.

Sam opis wydarzenia nie zastąpi empirycznych doznań, więc nie pozostaje nic innego, jak odwiedzić jeden z największych festiwali fotograficznych w Polsce.




Joanna Kwiatkowska

środa, 12 czerwca 2013



Muzeum Utracone

Na stronie internetowej www.muzeumutracone.pl  prezentowane są w multimedialnej formie, dzieła sztuki zagrabione, skonfiskowane lub zniszczone w Polsce na przestrzeni wieków, szczególnie podczas II wojny światowej.  Organizatorem akcji jest Ad Artist Fundacja Sztuki  merytorycznie wspierana przez Ministerstwo  Kultury i Dziedzictwa Narodowego.  Celem inicjatywy jest przywracanie pamięci o obiektach będących dziedzictwem kulturalnym całej Europy, popularyzowanie wiedzy na temat utraconego dorobku kulturalnego oraz szukanie możliwości dotarcia do zaginionych obiektów kultury.

„Muzeum Utracone” prezentuje zaledwie fragment katalogu dzieł prowadzonego od 1992 r. przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Od czterech lat pokazy nowych kolekcji odbywają się w czasie Nocy Muzeów, następnie prezentowane są na stronie internetowej. W roku bieżącym tematem przewodnim są „Kolekcje i kolekcjonerzy”, m.in. . dzieła z kolekcji Tadeusza i Zofii Żeleńskich oraz króla Stanisława Augusta.

Uważam, że jest to wspaniały pomysł i świetna realizacja. Internet jest obecnie najbardziej powszechnym nośnikiem informacji, w tym przypadku w służbie kultury i sztuki. Doskonała okazja, by poznać dzieła, których obejrzeć w muzeum, niestety nie możemy. Dzięki powszechnemu dostępowi do informacji o obiektach zaginionych wzrasta szansa na ich odzyskanie.

Diana Zajkowska

Marketing szeptany: dobra reklama czy spam?



         Coraz popularniejszy staje się w Polsce tak zwany marketing szeptany i chyba niewiele osób nie zdaje sobie sprawy z jego istnienia i możliwości. Czym jest marketing wirusowy, partyzancki i inne rodzaje marketingu szeptanego wiadomo już od dawna. Wiadomo też, że sporna pozostaje etyczna strona marketingu szeptanego. Spora część konsumentów uważa marketing szeptany za zwykły spam. Coraz częściej oskarża się agencje reklamowe o nieetyczne działania marketingowe, związane akurat z kampaniami tego typu marketingu. Oprócz tego, marketing szeptany, a właściwie w tym przypadku to raczej zwykły spam, jest narzędziem czarnego PR, kiedy to firmy zamawiają jako kampanie antyreklamową imitację nieetycznych działań reklamowych konkurencji. Dlatego właśnie jedna z wiodących firm w branży „Streetcom” zainicjowała pewne zmiany w tym zakresie. „Pomysł na stworzenie Kodeksu Etyki Marketingu Szeptanego” - pisze przedstawiciel firmy „Streetcom” – „powstał w wyniku obserwacji rozwoju marketingu szeptanego na rynku polskim. Marketing szeptany jest w Polsce coraz bardziej popularny. Brakuje jednak standardów i norm działania. Pojawia się w związku z tym sporo działań nieetycznych i naruszających prawa konsumentów. Takie działania są szkodliwe dla całej branży. Chcemy edukować, rynek i promować dobre zasady. Do potrzebny jest Kodeks”. Wszystkich chętnych zapraszam do zapoznania się z Kodeksem Etyki Marketingu Szeptanego pod linkiem:




Alena Khomich